Adam W. Bagiński, od zawsze inspirowany naturą, skupia się na tym, co niejednoznaczne, widziane jakby przez mgłę.
Dawno odszedł od realistycznych pejzaży, a jednak odległa w czasie pasja pojawia się w Jego pracach niczym skamieniała pamiątka, kiedy wśród feerii chmur, traw i barw wyłania się kontur unoszonych w powietrzu, dobrze nam znanych budowli.
Artysta doświadcza świata, podgląda Naturę. Zapamiętuje jej barwy, zapach i smak. Z nabożeństwem kontestuje Jej tajemnice, pochyla się nad potęgą żywiołów. I pozostaje w zachwycie i niepokoju.
Bez wątpienia do opisania Jego twórczości, godne zapożyczenia są słowa Johna Ruskina. Wprawdzie mówił o twórczości Williama Turnera, ale podobieństwa w postrzeganiu i rozumieniu, niech znajdą usprawiedliwienie: „(...) objawia mu się milczenie i wolność otaczającej go Natury, otwiera się przed nim jej wspaniałość. (...) W końcu piękno. Odnalezione tu, pośród samotnych dolin! Nie wśród ludzi”.
Bagiński pragnie dosięgnąć ideału. W swojej długiej wędrówce, od skrupulatnego ujęcia pejzażu dotarł do jego poetyckiej ewokacji. Wielokrotne powroty w te same miejsca pozwalają zrozumieć, jak daleką przebył drogę. Doskonale opanował technikę. Z pietyzmem oddaje topografię, ale też nastrój. Jego krajobrazy rozmywają się w fantazyjnych zawirowaniach. Tylko oko zdolne wyróżniać kształty, potrafi zinterpretować zamaszyste połacie barw, dopełnione powietrzem i światłem, jako formacje przestrzenne.
Patrząc na obrazy, gdzie obserwację przyćmiewa emocja i siła wyobraźni, nie trudno zrozumieć, że wobec wielkości natury, człowiek jawi się jako istota bezbronna, zdana na jej łaskę.
Bagiński rozumie, że bogactwo i tajemna moc natury wymaga niekonwencjonalnych środków malarskich. Kompozycje opiera na figurach geometrycznych, rozkołysanych w niespokojnych splotach pętli i krzywizn. Kolor i światło działają samodzielnie, niezależnie od formy i tematu obrazu. Służą raczej zróżnicowaniu, nie połączeniu elementów kompozycji. Choć odległy od akademizmu, skupia się na symbolice barw i wyznaje zaczerpnięty zapewne z renesansowych źródeł pogląd o substancjalnej naturze światła i barwy.
Coraz głębiej zaciera kształty widzianego świata, dając się ponieść wyobraźni. Jego obrazy, malowane zamaszyście, dla siebie, są radością dla oka. Akwarele składają się czasem zaledwie z paru pociągnięć pędzla, które wydobywają sens białego tła. Półprzezroczyste widoki pełne niedomówień nasuwają porównanie ze sztuką Japonii, która jest dla Artysty jednym ze źródeł.
W obrazach olejnych skupia się na „położeniu farby z gestu” i zróżnicowaniu materii malarskiej, co daje im ruchliwą i dynamiczną formę.
I zawsze – jak mówi – chodzi o uchwycenie syntezy miejsca, w którym przebywa. W przyrodzie poszukuje uniwersalnego rytmu i zmienności w czasoprzestrzeni. Malując pejzaże myśli o człowieku integralnie związanym z naturą, zależnym od niej. Niewidoczny, najczęściej obecny w domyśle, zawsze jest przyczyną poszukiwania przeżyć uniwersalnych.
dr Iwona Peryt-Gierasimczuk – kurator wystawy
Autorem zdjęć z wernisażu i reprodukcji prac Artysty jest
Rafał Olczak.