Jestem nietypowy. Chcę połączyć dom, rodzinę, dzieci ze swoją twórczością. Zawsze coś na tym cierpi, ale nie ma rady. Jakim się człowiek urodził, takim musi pozostać - mówił w 1994 roku dziennikarzowi "Gazety Lubuskiej" Zdzisławowi Haczkowi Janusz Skiba. Istotnie, w twórczość jednego z nestorów współczesnej zielonogórskiej plastyki - obchodzącego w tym roku jubileusz 60. rocznicy wstąpienia do Związku Polskich Artystów Plastyków - jest ściśle wpisana jego biografia, która sprawia, że prace artysty niezmiennie stanowią zapis osobistych przeżyć, reminiscencji, snów i wyobrażeń. Okoliczności życiowe decydowały o niebywałej różnorodności tworzyw i środków wypowiedzi artystycznej Skiby, który nieustanie poszukuje nowych sposobów wyrazu, przy czym eksperymentom technologicznym towarzyszy jednocześnie trwanie przy tradycyjnych motywach.
Wykształcony jako malarz w pracowni Wacława Taranczewskiego w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych (dyplom w roku 1959) jedynie w pierwszych latach artystycznej kariery uprawia malarstwo olejne. Stosunkowo nieliczne, powstałe wówczas obrazy cechuje syntetyczny język obrazowania i nacisk na wartości kolorystyczne (wyniesione ze szkoły swojego mistrza), co widoczne jest w martwych naturach w duchu Cézanne'a i malarskich widokach nieistniejącej już gazowni w Zielonej Górze, gdzie mieszka od początku lat 60. XX wieku. Zasadniczą kompozycję widoków buduje najbardziej charakterystyczny element dawnej gazowni - metalowa konstrukcja gazometru, niemal zupełnie sprowadzona do podstawowych form geometrycznych bliskich abstrakcji, co podkreślają płasko nakładane plamy barwne, utrzymane w przytłumionych odcieniach czerni, szarości, brązów czy błękitów, miejscami ożywione bardziej intensywnymi akcentami kolorystycznymi.
Z uwagi na sytuację rodzinną - uniemożliwiającą malowanie płócien w świetle dnia - Skiba szybko porzucił malarstwo na rzecz niezależnej od wahań światła słonecznego grafiki, która na lata stała się główną domeną jego twórczości. Pierwiastek malarski, kolorystyczny odcisnął jednak silne piętno na graficznych dziełach artysty. Irena Filipczuk pisze, że Janusz Skiba jest swego rodzaju konstruktorem dzieł poczętych z malarstwa, ale żyjących na poły w świecie grafiki. Bibuły japońskie, eksperymenty i pietyzm dla papieru, stosowanie farb graficznych, miejsce linii i kontury - tworzących swoisty system nerwowy dzieła - to elementy graficznego myślenia.
Powstające od lat 70. XX wieku kompozycje graficzne Skiby charakteryzuje prostota środków i realizm ewoluujący w kierunku coraz większej syntezy, co widoczne jest choćby w drzeworytach Okiennice (1976) i W zatoce (1979). Dostrzegalnym w obu kompozycjach elementom figuratywnym takim jak architektura, krajobraz, łódka żaglowa, artysta nadaje uproszczoną postać, zmierzając w stronę purystycznego języka abstrakcji, który determinuje formę jego linorytów, m.in. cykli Prasa (ok. 1975) bądź Żagle (początek lat 80.). Zwłaszcza w tym ostatnim Skiba podejmuje problem ruchu, sposobu wyrażenia go w układzie plastycznym. W innych dziełach z lat 80. - z pogranicza figuracji lub całkowicie abstrakcyjnych - rezygnuje z pierwiastka narracyjnego, jeszcze bardziej upraszcza kompozycję, ograniczoną gwałtownym ruchem form o zróżnicowanym stopniu natężenia. Realizowane wówczas pejzaże coraz bardziej ujawniają indywidualną technikę warsztatową artysty, który posługuje się monotypią, frotażem, szablonem bądź kolażem, nierzadko stosując te rozwiązania równocześnie, co buduje narastającą w czasie dramaturgię dzieła plastycznego. [...]
Wymowa grafik Skiby w końcu omawianej dekady zyskuje wymiar dramatyczny, wręcz tragiczny. Artysta pod wpływem wciąż żywej pamięci tragedii bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki oraz rozpowszechnionego strachu przed wojną nuklearną tworzy cykl Ślady. Odbija na papierze kafle z pieca własnej pracowni, na co rzuca rozedrgany, zwielokrotniony zarys cienia, podobny do tego, w jaki przemienia się człowiek podczas wybuchu bomby atomowej. Niepokojące, refleksyjne kompozycje stają się symboliczną próbą utrwalenia nieobecności, przekraczając granicę namacalnej rzeczywistości, podobnie jak realizowane od około 1989 roku cykle prac, których tematem jest popiersie anonimowego człowieka o zwielokrotnionym zarysie, wśród nich m.in. Zmumifikowani i Skamieniali. Zastygłe i znieruchomiałe w gestach postaci uosabiają pustkę bądź samotność człowieka we współczesnym świecie, skazanego na destrukcję i przemijanie.[...]
Swoistą odpowiedzią na te egzystencjalistyczne w wymowie grafiki, symbolicznym wskazaniem ratunku dla zatraconego człowieczeństwa, stały się kolejne cykle prac, poświęcone naturze, nieustającym źródle natchnienia artysty, potraktowanej jako główny punkt oparcia dla człowieka. Naturze reprezentowanej przez góry, ich potęgę, malowniczość i towarzyszącą im zmienność. Góry moje góry, Sen o górach czy zatytułowany fragmentem wiersza Jana Kochanowskiego cykl Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi stanowią zapis impresji autora, jego wspomnień bądź marzeń sennych, zarazem są hołdem wobec tatrzańskiego żywiołu, co podkreśla kolażowa forma niektórych kompozycji, przypominających ołtarzowy tryptyk... W przeważającej mierze górskie widoki w grafikach Skiby zyskują jednak charakter nieomal abstrakcyjny, choć zadziwiające podobieństwo wykazuje do nich jedna z fotografii autora, ukazująca lodowiec w masywie alpejskiego Mont Blanc. Identyczna z owymi "strukturami graficznymi" jest na zdjęciu obfita siatka spękań lodowych brył, tworzących równie dramatyczną grę światła i cienia, wreszcie ta sama postrzępiona grań, odcinająca się od jednostajnej szarości nieba. Praca ta ujawnia cechy kolejnej dziedziny artystycznych eksperymentów Janusza Skiby w późnym okresie twórczości - fotografii. W zaskakujących, bliskich abstrakcji kadrach natury, fragmentów skał, roślinności czy świetlistych i wielobarwnych refleksów na powierzchni kropel wody lub zamarzniętej szyby, w zdjęciach nie poddawanych cyfrowej obróbce, artysta po raz kolejny ujawnia wrażliwość grafika, nade wszystko malarza, z ogromnym wyczuciem na subtelne interakcje pomiędzy barwami i światłocieniowe niuanse.
Artysta nie porzucił jednak całkowicie malarstwa sensu stricto, należy bowiem w tym miejscu wspomnieć o akwareli, przez lata uprawianej równolegle z twórczością graficzną. Pospiesznie malowane prace na papierze stanowią wyjątkowy zapis chwili, różnych "tu i teraz", których twórca doświadczył wielokrotnie wychodząc ze swoim malarskim ekwipunkiem w plener. Niewielkich formatów akwarele Skiby pozwalają artyście uchwycić tak ważne dla niego przeżycie, za każdym razem inne. Szybkie i syntetyczne zanotowanie dostrzeżonych układów barw lub po prostu nastroju miejsca. To, co nieuchwytne, ma się rozpływać, rozchodzić, trzeba tworzyć bardzo szybko - mówił o swojej technice malowania akwarelą, która dla artysty jest nieustannym eksperymentowaniem, szukaniem nowych, zadowalających rozwiązań. Efektem tych zabiegów były malowane od wielu lat pejzaże marynistyczne, powstające podczas pobytów nad morzem - kiedy malarz "mógł bez reszty poświęcić się temu, co lubi robić" - jak również widoki górskie, wreszcie malarskie zapiski z przedmieść Zielonej Góry bądź wiejskich krajobrazów Środkowego Nadodrza.[...]
Wśród ostatnich prac Skiby najważniejszy jest jednak nienazwany jeszcze cykl abstrakcji z lat 2018-2019. [...] Te niewielkich rozmiarów kompozycje na papierze [...] "kluchy" barwne, przypominające niekiedy widziane pod mikroskopem organizmy jednokomórkowe (np. pierwotniaki), surrealistyczne zestawienia jaskrawych kolorów, obłych kształtów i linii w sposób budzący skojarzenia z malarstwem Juana Miro, czy też dalekie echo kadrów rzeczywistości (zniekształcona, ekspresjonistyczna twarz) - wszystkie te wizje wedle słów autora odtwarzają jedynie obrazy dostępne oczom i umysłowi twórcy. Wspomniane kompozycje zatem w szczególny sposób dokumentują osobiste doświadczenie życiowe Skiby, nie tracąc przy tym walorów malarskich. Każda z prac jest bowiem przemyślaną grą światła i cienia oraz żywych barw (ponownie w postimpresjonistycznym duchu); poprzedzone dziesiątkami drobiazgowych szkiców - opatrzonych notatkami dotyczącymi barw oraz czasu wykonania - prace dowodzą twórczego wigoru wciąż aktywnego mistrza, w tym wypadku artysty i swego rodzaju "naukowca".
Oko Janusza Skiby wciąż nas zaskakuje nieustannym definiowaniem siebie, odnajdywaniem nowych dróg ekspresji wobec różnych "zakrętów" własnego życia. Oko artysty, który przyznaje się do różnorakich inspiracji twórczych, w tym wspomnianym Wacławem Taranczewskim. Dzięki niemu zrozumiał, że od młodzieńczych uniwersytetów droga musi prowadzić ku poszukiwaniu samego siebie, własnej osobowości twórczej.
Jacek Gernat